W rozumieniu wielu z nas, praca to coś za co można otrzymać jakieś wynagrodzenie. Jest to po prostu pewnego rodzaju zajęcie, będące źródłem zarobku, a więc formą zabezpieczenia przyszłości sobie i swoim bliskim. Mimo postępu techniki praca jest też przez wielu pojmowana jako zła konieczność i ciężki los. Domaga się ona bowiem od człowieka wysiłku i trudu, a czasem też przyczynia się do jakiejś dolegliwości i często powoduje zmęczenie i znużenie. Zatem warto postawić sobie pytanie, czy takie patrzenie na ludzką pracę jest zgodne z Bożym zamysłem? Czy ma to coś wspólnego z realizacją przykazania miłości bliźniego? Na ten jakże często zapomniany aspekt ludzkiej pracy zwraca uwagę Jan Paweł II, zwłaszcza w encyklice zatytułowanej „Laborem exercens” (łac. Wykonując pracę).
Zdaniem papieża problematyki ludzkiej pracy nie można sprowadzać jedynie do techniki i ekonomii, ale należy ją wiązać przede wszystkim z człowiekiem. I tak naprawdę, to od nas zależy, czy praca będzie dla nas źródłem satysfakcji, czy też ciężarem trudnym do uniesienia.
Niejednokrotnie słyszy się o złej atmosferze w miejscu pracy, jaką stwarzają sobie nawzajem sami pracujący, którzy zamiast darzyć się życzliwością i pomocą ranią siebie nawzajem. Zazdrość, podejrzliwość, obmowy, a nawet świadome szkodzenie sobie nawzajem, to chyba najczęściej spotykane przejawy tej niewłaściwej atmosfery w miejscu pracy. Takie warunki sprawiają, że dla niektórych praca staje się najgorszym miejscem i czasem, jaki przychodzi im przeżyć w ciągu każdego dnia.
Nie można zapominać, że praca, choć spełnia w życiu każdego z nas bardzo ważną rolę, to jednak nie posiada ona najwyższej rangi w chrześcijańskiej hierarchii wartości. Nie należy z pracy czynić najważniejszego zadania i ostatecznego celu swojego ziemskiego życia. Należy zawsze pamiętać, że to Bóg jest celem człowieka i do Niego ma być skierowane wszystko, co się czyni, zaś praca jest tylko jednym ze środków do celu, tak więc, posiada ona służebny charakter.
Wyższą cnotą niż pracowitość jest miłość, która stanowi centrum całego chrześcijańskiego życia. Miłość może i powinna ogarnąć także codzienną pracę i w niej się wyrażać, wykraczając jednak poza nią i ją przerastając swoją wielkością. Zatem praca ma służyć przede wszystkim miłości, i to zarówno miłości samego siebie, jak i miłowaniu bliźnich, a przede wszystkim miłości do Boga. Wydaje się, że ujecie ludzkiej pracy w tym aspekcie może posłużyć jako doskonały sposób na jej uzdrowienie, a więc nadanie jej oblicza zgodnego z duchem i zamysłem Bożego Objawienia.
Skoro tak, to czyż środowisko pracy nie powinno stać się miejscem realizacji miłości bliźniego? Czyż czas przewidziany na codzienną pracę nie powinien być czymś więcej, niż tylko wykonywaniem swojego zawodu? Czyż nie jest to także wezwanie do miłości tych, z którymi się pracuje, i dla których się pracuje? Iluż ludzi ma świadomość, iż tak powinno się, po chrześcijańsku, podchodzić do swojej pracy?
Jan Paweł II podkreśla, że chrześcijanie, obok personalistycznej i wspólnotowej perspektywy pracy, powinni odczytywać także jej religijny wymiar, który charakteryzuje się wyraźnym odniesieniem do Boga, ponieważ każdy człowiek został powołany do pracy przez samego Stwórcę. Dlatego też chrześcijańskiemu pracownikowi nie wolno trakto¬wać pracy tylko jako przykrej powinności, czy też konieczności do zdobycia środków utrzymania. Przede wszystkim powinien on dostrzec w niej formę realizacji swojego powołania oraz jej religijny i historyczny sens. Pracownik, mając świadomość włączenia się przez swój wysiłek, w ustalony przez Boga porządek, powinien odczuwać więź z obecnym i działającym w świecie Stwórcą. Wówczas jego praca staje się służbą samemu Bogu.
Bez wątpienia, człowiekowi będzie łatwiej włączać codzienną pracę w służbę miłości, jeśli będzie ją łączył z modlitwą, bowiem praca angażuje całego człowieka. Kiedy więc jego myśli i duch są złączone z Bogiem, to wówczas jego praca również będzie lepsza. Jednak modlitwa nie utożsamia się z pracą i nie moż¬na wyznawać zasady, że wystarczy się modlić pracą, ponieważ praca nie zastępuje modlitwy. Każdy pracownik może uczynić ze swojej pracy akt uwielbienia Boga, wzbudzając na jej początku i w trakcie jej wykonywania krótkie akty strzeliste, które są uwielbieniem Stwórcy i wyznaniem wiary.
Człowiek wykonuje swoją pracę w konkretnym miejscu. Wierzą¬cy pracownik chce, aby to miejsce zostało pobłogosławione. To pra¬gnienie pracującego przejawia pozdrowienie: Szczęść Boże, o którym niestety wielu z nas zapomniało. Zwrot ten kierowany jest do człowieka, który pracuje, a jednocześnie zawiera odniesienie jego pracy do Boga. Równocześnie pozwala uzmysłowić pracującemu, że to, co w tym momencie robi, powinno być aktem miłości. Wyrażone jest tu życzenie, aby Bóg dopomagał w wykonywanej pracy, udzielał swego błogosławieństwa, podsuwał dobre rozwiązania pojawiających się problemów oraz udzielał światła swego Ducha.
Kościół, ustanawiając obrzędy błogosławieństwa miejsca i narzędzi pracy, wskazuje, że praca jest odnoszona do Boga. W tych liturgicznych czynnościach kryje się zaproszenie Boga do pracy czło¬wieka. Błogosławieństwo warsztatu, biura, szkoły czy też narzędzi pracy urzeczywistnia podejmowanie jej przez człowieka z pomocą i błogosławieństwem Boga. Miejsce pracy staje się zatem miejscem uświęcania się ludzi pracy. Przypomina o tym znak Chrystusowego krzyża zawieszany często w zakładach pracy. Tradycyjnie zawieszano krzyż wszędzie tam, gdzie żył i pracował człowiek. Krzyż przypomina ludziom pracy, by często z głęboką wia¬rą żegnali się, zwłaszcza, gdy wychodzą z domu, rozpoczynają pracę, podróż bądź przechodzą obok kościoła.
Święty Janie Pawle II, dziękujemy ci za to, że uczysz nas, iż ludzka praca to nie tylko zajęcie o charakterze czysto ekonomicznym i technicznym, ale, że ma być ona przejawem miłości do Boga Stwórcy i do bliźniego, którego spotykamy każdego dnia. Ty rozumiesz trud każdego człowieka, który zmaga się ze swoją codzienną pracą, by zapewnić utrzymanie sobie i swoim bliskim. Twoje nauczanie o wartości ludzkiej pracy poparte jest bowiem osobistym doświadczeniem robotnika w kamieniołomach zakładów chemicznych „Solvay” w Borku Fałęckim, a także niezmordowanym pełnieniem posługi papieskiej, aż do ostatnich chwil swojego życia.